(Nie) przyjemne spotkanie z nieznajomym...
"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem(...)."
~ Carlos Ruiz Zafon
No i jest nowy rozdział... Dostalibyście go już z dwie lub nawet trzy godziny temu, ale postanowiłam go całkowicie zmienić. Tamten wydawał mi się... Ogólnikowy.
Przepraszam, ze tyle czekaliście. Na "Miłość to magia..." Notka niebawem. Utknęłam w martwym punkcie, niestety...
Miłego czytania... :)
A! No i dziękuję za czterech zamawiających scenariusz i ponad tysiąc wyświetleń! Jesteście wspaniali!
Zapraszam do komentowania...
_____________________________
Od ponad sześciu miesięcy przesiaduję w Londynie. Ja i
moi przyjaciele zostaliśmy wysłani tu na wymianę. Nie to żebyśmy narzekali,
skądże… Jest tu całkiem przyjemnie, dość szybko w nowej szkole się zaaklimatyzowaliśmy. W dodatku poznaliśmy nowe twarze, z którymi nawiasem mówiąc
się zaprzyjaźniliśmy. Teraz niestety rok szkolny dobiegł już końca i pierwszego
września będziemy już z powrotem w Stanach… A szkoda, bo przywiązałam się do
Brytyjczyków ogromnie… i nie tylko ja.
Dzisiaj jest dokładnie pierwszy lipca. Sobota. Słońce
mocno grzeję w czaszki, pot z każdego leję się jak nie wiem. Tego dnia ja wraz
z moimi przyjaciółmi postanowiliśmy wybrać się na rolki. Chcieliśmy w jakiś
sposób pożegnać rok szkolny 2003/2004 należycie. Dużo się w nim działo, bo nie
byliśmy w naszej nudnej szkole w Kalifornii. Niby ma się do niej sentyment, ale
zmiana otoczenia wezbrała w nas pozytywne emocje i jakoś… przyzwyczailiśmy się.
Ubierając swój szmaragdowy dres przylegający do ciała
byłam gotowa na wszystko. Dosłownie. Nawet w głębi duszy czułam, że ten dzień
przyniesie jakieś niespodzianki i niezapomnianą przygodę. Nie wiem, dlaczego.
Nie potrafię tego nawet w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć. Po prostu tak
było i już.
Usiadłszy na swoim ogromnym łóżku z baldachimem, zaczęłam ubierać swoje
srebrne łyżworolki. Ta para była jedną z moich ulubionych, dlatego za każdym
razem, gdy je zakładałam starałam się to robić ostrożnie, by ich nie uszkodzić.
Niby głupie i w ogóle, ale jestem z nimi dość zżyta.
Z lekkim uśmiechem dopięłam ostatni guzik, gdy
nieoczekiwany głos wyrwał się z przeciwległego pomieszczenia.
- Ty siostra! – głos mojego starszego brata rozniósł się
po całym domu. Westchnęłam. Znowu coś ode mnie chciał. Ledwo, co dzisiaj
wstałam od razu mnie również zawołał. No ludzie… On ma dwadzieścia dwa lata
chyba powinien się już dawno usamodzielnić…
Z ociąganiem skierowałam się do jego drzwi, po czym
bezceremonialnie wtargnęłam do jego małych czterech ścian. Nie lubił, gdy to
robiłam bez pukania, ale…
- Słucham cię kochany braciszku, w czym moja skromna
osoba ma ci pomóc? – zapytałam ze sztucznym uśmiechem, układając ręce na piersiach.
Brat tylko kiwnął ze zdezorientowaniem głową.
- Mam do ciebie propozycję nie do odrzucenia… - mruknął,
oparłszy łokcie na kolanach. Siedział właśnie przy swoim keyboardzie,
najwidoczniej podczas grania przypomniała mu się jakaś ważna sprawa, co dość
często mu się zdarzało. – Chciałbym żebyś powiedziała ojcu, żeby dzisiejszy
obiad zjadł na mieście, bo jego kochany synek nie miał czas by owy
posiłek zrobić.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. No po prostu w głowie się
nie mieści… Powtórzę to: on ma dwadzieścia dwa lata a zachowuję się jak małe
dziecko! Chwilami zastanawiałam się, czy przypadkiem to ja nie jestem starsza
od niego. Hm… Chyba to jest prawda, że chłopcy dojrzewają później (albo w
ogóle) od dziewczyn.
- Wybacz mi braciszku, ale w tej arcyważnej… - blondyn
przewrócił oczami. – …sprawie ci nie pomogę. Daj już z tym spokój i zacznij
normalnie rozmawiać z tatą… Już dobre trzy lata minęły odkąd jesteś tutaj, a
nie w Kalifornii, więc w czym rzecz?
- A w tym, że ojciec nijak nie chcę mi odpuścić tego, że
wyjechałem tu na studia bez żadnych wieści, zostawiając… jak on to powiedział nędzną
kartkę na łóżku. Doprawdy żałosne z jego strony, dlatego ja nie mam
zamiaru pierwszy wyciągnąć ręki. – brat założył ręce na piersi. Głupek zachowywał
się teraz jak małe dziecko, któremu odebrano zabawkę… Szalenie dojrzałe z
twojej strony, Chris…
- Cóż mnie nie mieszaj do tego. – fuknęłam, odwracając
się na pięcie. Blondyn w ostatniej chwili chwycił mnie za ramię, na co ja tym
razem przewróciłam oczami.
- No proszę, Mel… - mruknął z miną zbitego pieska. Z
jednej strony było to słodkie… Tylko, że na mnie takie rzeczy nie działają. Gdy
byłam w młodszym wieku to tak, ale teraz – nie.
- Powiedziałam ci już, że masz wybić sobie tę prośbę z
głowy. Jestem już umówiona z przyjaciółmi, więc pozwól… - w tym momencie
zabrzmiał dzwonek do drzwi. - … ale pójdę otworzyć im drzwi. – ominęłam braciszka
jeszcze raz, po czym skierowałam swoje nogi w stronę wyjścia.
Od razu przywitałam się z koleżankami. Wśród nich było dwóch chłopaków – Thomas oraz Lucas, których nawiasem mówiąc uwielbiałam. Byli dla mnie jak
najukochańsi bracia, których nie miałam…
No co?
Powiedziałam najukochańsi, a to wiele wyjaśnia,
będąc pod jednym dachem przez ponad pół roku z… braciszkiem. Już dawno
odzwyczaiłam się przesiadywać z nim w jednym domu.
No ale wracając…
Gdy przywitałam się z każdym po kolei zauważyłam, że
każda z dziewczyn ma na sobie poszczególny dres, który tak jak mój przylegał do
ciała. Thommy i Luc mieli akurat taki… normalny.
Zastanawiacie się pewnie, po jaką cholerę te dresy, co?
Otóż to jedna z naszych tradycji. Tak wiem jest dość…
dziwna, ale my się tego trzymamy.
Wczoraj na Skypie umówiliśmy się jaką trasę przebrniemy,
więc bez dalszych wstępów ustawiliśmy się w rządku i… ruszyliśmy.
Teraz poznacie naszą kolejną tradycję. Otóż osoba, która
jedzie przodem ma za zadanie prowadzić resztę. Jest takim jakby… przekaźnikiem,
a jeśli ktoś znajduję się pośrodku wyjmuję swój telefon i puszcza na nim
piosenki. Niby dziwne, ale… lubiliśmy to.
Tym razem przewodnikiem został Thomas a naszą małą wieżą
stereo – Caro, więc… dzisiaj to ich były przywileje.
- Caro puść jakąś muzykę, a ty Thomas jedź już pomału i
prowadź. – mrugnęłam do chłopaka z samego końca, na co on uśmiechnął się i ruszył przed siebie.
Pierwsza piosenka, która towarzyszyła nam podczas jazdy
nosiła nazwę Breakeven. Uwielbiałam tę piosenkę, więc z szerokim uśmiechem na
ustach zaczęłam wsłuchiwać się w nią.
Podczas jazdy wygłupialiśmy się jak nie wiem. Każdy z nas
po kolei śpiewał piosenkę. Thommy jak to miał w zwyczaju robił ostre zakręty
wśród ludzi przechadzających się w jedną i drugą stronę. Czasem dostawaliśmy
mały ochrzan od starszych pań, ale zbytnio się tym nie przejmowaliśmy, bowiem…
cieszyliśmy się chwilą.
Następną nutą, która została puszczona na telefonie
Caroline to: Violet Hill. Jeden z naszych ulubionych zespołów. Caro ma
praktycznie cały pokój obwieszony plakatami Coldplayów.
Kiedy tylko piosenka doszła do pewnego momentu, to
śpiewaliśmy razem.
„If you
love me won’t you let me know.”
Powtórzę jeszcze raz: wygłupialiśmy się… totalnie.
Odwiedziliśmy również lodziarnię, w której każdy kupił
sobie po dwie gałki lodów. Ja poprosiłam o moje dwa ulubione smaki, mianowicie:
truskawkową i cytrynową. Reszta albo kupiła sobie to samo, albo z innym
zestawem smaków.
Kiedy tylko skonsumowaliśmy zimne słodkości, Caro puściła
następną piosenkę – You found me – uwielbiam!
- No proszę, Caro… Widzę, że do teraz nie usunęłaś
piosenek, które ci powysyłałam w szkole. – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
- A jak! Te kawałki są świetne, wprost prosiły bym tego
nie robiła. Masz gust jak nie wiem. – mrugnęła do mnie.
- Dziękuję. – zaśpiewałam figlarnie, dygając nogą.
- Dobra jedziemy dalej, czy już dość moje panie? –
zapytał Thomas opierając się o mnie i Caro.
- Coś ty! Gdzie dość! Nigdy nie ma końca jeśli chodzi o
wspólnie spędzony czas z przyjaciółmi… w dodatku na rolkach, nie mam racji
dziewczyny? - krzyknęłam z uśmiechem do pozostałych, na co one mi zawtórowały.
- To jedźmy, ale Thommy tym razem ja chcę prowadzić. –
dodała od siebie Gabi. Thomas oczywiście jak przystało na porządnego gentelmana
zgodził się, nie robiąc z tego żadnych fochów jak to robił... na przykład mój braciszek.
Społeczeństwo Londynu patrzyło na nas z lekkimi
uśmiechami. Ciągle jeździmy w tych okolicach, dlatego nie sposób zapomnieć
grupki nastolatków jeżdżących w kolorowych strojach. To jest i raczej będzie
nasz znak rozpoznawczy.
Według niektórych pogłosek niektórzy mówią na nas „Kolorkowcy”.
Jedna moja koleżanka ze szkoły powiedziała mi, że gdy widziała jak jedziemy,
pewien chłopiec o rudych włoskach krzyknął, wskazując nas palcem: „O!
Kolorkowcy jadą!”. Według mnie to trochę dziwna nazwa, ale równie urocza.
Po chwili Gabi poinformowała nas ruchem ręki, że zamierza
skręcić obok kawiarenki „Gold heart”. Na jej życzenie każdy po kolei skręcał.
Kiedy była moja kolej, ktoś wyszedł ze sklepu i bezceremonialnie na mnie wpadł,
przy czym obiłam sobie nieźle swój tyłek.
Spojrzałam na winowajcę owego zdarzenia. Był to chłopak,
który na pozór wyglądał jakby miał osiemnaście góra dziewiętnaście lat. Miał na
sobie założoną granatową, prześwitującą bluzkę z krótkim rękawem, na której był
jakiś stary obraz. Na nogach jeansy, które gdzieniegdzie były rozdarte. Patrząc
z mojej perspektywy, można by powiedzieć, że w lewej kieszeni spodni trzymał
okulary przeciwsłoneczne. Na jednym z nadgarstków miał przywieszone
bransoletki. Jedna była brązowa, spleciona niczym warkocz, a druga z kolei była
prosta i srebrna. W lewej dłoni trzymał kubek kawy z logo kawiarni. Jeśli
chodzi o twarz nieznajomego to… no cóż… był nieziemsko przystojny. Miałam w
pewnym momencie wrażenie, że gdzieś już go spotkałam… Najbardziej przykuły moją
uwagę jego stalowoszare oczy i włosy w odcieniu ciemny blond. Były tak, jak
lubiłam u chłopaków – w artystycznym nieładzie.
Nieznajomy spojrzał na mnie. Był tak jak ja lekko
zdezorientowany tą sytuacją, lecz później w jego oczach można było zobaczyć…
wściekłość? Ha! Ciekawe, o co był wkurzony, skoro ja najbardziej oberwałam.
Wniosek: on nie leżał jak długi na ziemi, a ja – tak.
- Uważaj jak jeździsz! – krzyknął, mrużąc oczy.
- Chyba lepiej uważaj jak chodzisz! Jakbyś nie zauważył
tu jest droga rowerowa a…
- Ale ty jesteś na rolkach, to zmienia postać rzeczy. –
przerwał mi, uśmiechając się pobłażliwie a zarazem tryumfująco.
No dosłownie szczęka mi opadła… Co za dupek! Mógłby byś
tak uprzejmy i mi pomóc, a nie bezczelnie mi przerywać! Zero kultury. Totalnie!
Ledwo, co gościa znam, a on już jest górą? Nie ma!
- To niczego nie dowodzi. – ucięłam. – Jakbyś nie
zauważył rolki mają kółka, poza tym tutejsi nie lubią jak ja i moja paczka
jeździmy na zwykłych chodnikach. To ich denerwuję.
- W takim razie przepraszam. – rzekł, po czym podał mi
swoją dłoń w geście pomocy. Kiedy tak pochylił się w moją stronę jego koszulka
nieco uniosła się na plecach i… przez kilka dobrych sekund mogłam podziwiać
jego… majtki. Granatowe w ogromne, białe groszki. Milutkie.
Jeśli chodzi o ofiarowaną pomoc, to oczywiście chętnie
skorzystałam i nie tylko dlatego, że nieznajomy jest takim przystojnym ciachem.
Skorzystałam również z niej, ponieważ nigdy nie umiałam wstawać z ziemi, gdy
jestem na łyżwach lub rolkach. To jest chyba jedyny minus w tych sportach.
- Dzięki. – mruknęłam, otrzepując sobie tyłek.
- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. – zasalutował
mi z słodkim uśmiechem. – Jestem Tom. Tom Felton.
- Witaj, jestem Melody. Melody Morgan. – odpowiedziałam z
uśmiechem, przewracając lekko oczami.
- Miło mi cie poznać. – odpowiedział pochylając się ku
mojej dłoni, by po chwili złożyć na niej lekki pocałunek. Szczerze
powiedziawszy wywarł na mnie ogromne wrażenie. Kiedy poczułam na swojej skórze
jego lekko zimne usta, przeszył mnie przyjemny dreszczyk.
- I wzajemnie, ale… możesz powtórzyć jak się nazywasz?
- Tom Felton.
- Felton… Felton… Coś mi to mówi… Mam wrażenie, że gdzieś
cię już spotkałam… Może…
- Może w swoich snach? – zapytał z rozbrajającym
uśmiechem. Najbardziej powaliła mnie jego postawa. Jedną dłoń włożył głęboko w
kieszeń i pochylał się nieznacznie ku mnie. Z boku pewnie wyglądało to jakby
szeptał mi słodkie słówka. Co sobie społeczeństwo pomyśli…
No, ale trzeba było przyznać, że wyglądało to nad pozór
uroczo.
- Marzenia… Tomie. – odpowiedziałam z zadziorną miną.
- Cóż ja na pewno nie przypominam sobie ciebie… - tu
wskazał mnie palcem. -… w moich snach… A szkoda. – odparł, mierząc mnie
wzrokiem.
Parsknęłam śmiechem, byleby tylko Tom nie zobaczył
różowych rumieńców. Wiecie, co jest najgorsze? Ledwo, co gościa poznałam, a
mała cząstka mnie chciałaby go poznać bliżej… Dziwne, gdyż pierwszy raz mi się
tak zdarzyło.
- Może i nie… A ty… skąd jesteś? – zapytałam.
- Jestem z Wielkiej Brytanii, a szczególnie z Epson. –
wyjaśnił krótko. – A ty?
- Ja… Urodziłam się w Kalifornii, ale wraz z moim ojcem,
przyjaciółmi i ich rodzicami przeniosłam się tu na pół roku. Jesteśmy na
wymianie, więc… oto tu jestem! – uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
- Właśnie… Może w ramach przeprosin za ten mały wypadek
dałabyś się zaprosić na kawę? Byłoby mi bardzo miło…
- Mel. – dokończyłam za niego. – Przyjaciele tak mnie
nazywają, więc ty też możesz.
- To jaka jest twoja decyzja, Mel? – zapytał wyczekująco.
Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, czy się zgodzić. W
ogóle go nie znam, niby nie widać po nim żeby był jakimś psychopatą wycinający
wnętrzności, w końcu jest mega ciachem… Ale… Eh… zawsze musi pojawić się to
głupie „ale”. Jak dla mnie to słowo powinno być zabronione. Przynajmniej w moim
słowniku tego słowa nie ma.
A tam… Raz się żyję.
- Chętnie. – odparłam z najpiękniejszym uśmiechem, na
jaki było mnie stać.
- Może dałabyś mi
swój numer żebyśmy się umówili, co ty na to? – zapytał.
- Jasne, poczekaj chwilkę.
Już wyjmowałam telefon z kieszeni bluzy, kiedy podjechał
Thomas. Jak zwykle, gdy coś mnie wytrąci z równowagi za każdym razem zapominam
o bożym świecie. Zwłaszcza przy takim przystojnych facetach… Mam strasznie
słabą pamięć, chyba powinnam w końcu na nią coś kupić…
- Mel wszystko gra? – zapytał Thomas z troską w głosie,
patrząc nieufnie na Toma.
- Jasne, że tak,
to tylko mały wypadek. Nie martw się.
Tom zmierzył go spojrzeniem. Po chwili zwrócił się do
mnie i zapytał mnie o coś zupełnie niewiarygodnego. Jak dla mnie.
- Chłopak?
- Chodzi ci o Thomasa? Nie, coś ty. To jest mój najlepszy
przyjaciel.
- W takim razie miło mi cię poznać. Jestem Tom Felton. –
odpowiedział po chwili z wiarygodnym jak dla mnie uśmiechem.
- Cześć, Thomas Wright, miło mi. – rzekł.
Przez chwilę obaj towarzysze mierzyli siebie od stóp do
głów. Szczerze powiedziawszy było to dla mnie nieco niepokojące. Miałam
wrażenie, że zaraz zacznie się bójka. Na szczęście po chwili przyjechała reszta
towarzystwa.
- Mel, ok? – zapytała Gabi.
- Tak wszystko w porządku. – odpowiedziałam, machając
ręką jakbym odganiała nieznośną muchę.
- To dobrze. Wiesz, widzieliśmy twój wypadek i dlatego
trochę się…
- Kim jest twój nowy znajomy, Mel? – zapytała dziewczyna
w wiśniowym zestawie ubrań, którą była akurat Tay. W dodatku uśmiechnęła się do
mnie dwuznacznie. Z resztą jak to ona. Czasem potrafi odwalić takie sceny.
Wesolutka w każdym calu, ale za to ją kocham.
- To jest…
- Tom Felton. – po raz kolejny przerwał mi i podał dłoń
mojej przyjaciółce. Tym razem odpuścił sobie całowanie w rękę. Dziwne.
- Ja jestem Taylor Evans, dla przyjaciół Tay.
- Miło mi. – odparł uprzejmie.
- Bez dalszych ceregieli ten chłopak w niebieskim to
Lucas Evans, dla przyjaciół Luc albo Kapelusznik – powiedziałam, wskazując
chłopaka o krótkich ciemnoblond włosach. – To jest Gabriel Smith, dla przyjaciół
Gabi. – dodałam, pokazując palcem dziewczynę w pomarańczowym ubraniu. - No a ta
wesolutka blondyneczka w cytrynowym to Caroline Forbes dla…
- Dla przyjaciół Caro. – dokończyła za mnie blondynka,
uśmiechając się uprzejmie.
- No właśnie… A tego oto chłopaka w czarnym już poznałeś.
– powiedziałam, kierując wzrok na Thomasa.
- Tak na was teraz spojrzeć, to jesteście dość… barwnymi
przyjaciółmi. – powiedział, próbując dobrać odpowiednie słowo do naszej paczki.
- Ta. Niektórzy nawet, jak nas widzą, gdy jedziemy to krzyczą:
„O! Kolorkowcy.”. – odpowiedziała Caro, gestykulując przy tym rękoma.
- Melody ma mój ulubiony kolor na sobie. – powiedział po
krótkiej chwili Tom z szarmanckim uśmiechem. Znowu przez niego się zarumieniłam. Przynajmniej
dowiedziałam się o nim dwóch rzeczy, mianowicie lubił kolor szmaragdowy i
pochodził z Wielkiej Brytanii.
Chwilę tak staliśmy w ciszy. Ukradkiem przyglądałam się
Tomowi. Był nieziemsko przystojny. Nie mogłam normalnie oderwać od niego
wzroku. To zupełnie tak, jakbym patrzyła na ideał.
Blondyn jakby wyczuł to, że mu się przyglądam, bo mrugnął
do mnie oczkiem.
Zauważyłam, że chyba nie zamierzał pierwszy nic mówić,
dlatego postanowiłam się odezwać.
- To może… - powiedziałam równocześnie z blondynem, na co
oboje uśmiechnęliśmy się szeroko.
- Ty pierwszy. – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie, proszę powiedz ty pierwsza.
- No dobrze. To może ja ci dam ten numer telefonu, o
który mnie poprosiłeś. – powiedziałam z lekkimi rumieńcami na twarzy. Idiotka.
Zachowuję się tak jakby mi zależało na tym, by on miał mój numer. Chociaż… tak…
właśnie tak było.
Bzdury gadam, wcale nie!
- Wyjęłaś mi to z ust. – uśmiechnął się.
Kiedy włączył tryb dodawania kontaktów na swoim
telefonie, podałam mu numer. Zapisał się niemalże błyskawicznie. Kątem oka, gdy
patrzyłam na moich przyjaciół mieli chyba normalny wyraz twarzy. Przynajmniej
nie robili mi żadnych wywodów na temat nowej znajomości. Całe szczęście.
- Dzięki. – powiedział po chwili. – Odezwę się niedługo.
Muszę już iść. Do zobaczenia, Mel. – odpowiedział z uśmiechem, narzucając na nos przeciwsłoneczne okulary, przy czym towarzyszył mu szarmancki uśmiech.
Zanim jeszcze poszedł, sięgnął po moją dłoń i złożył na niej mały pocałunek. Znowu.
I znowuż na mojej skórze poczułam ten przyjemny dreszcz.
Jeszcze okulary mu nieco zjechały z nosa i mogłam znów
spojrzeć w jego srebrzyste, w dodatku przenikliwe tęczówki.
- Do zobaczenia. – odpowiedziałam również się uśmiechając.
- Cześć wszystkim! – krzyknął na odchodne.
- Bywaj! – odpowiedziały Gabi i Caro.
Pozostali nic nie odpowiedzieli, tylko kiwnęli głowami i
uśmiechnęli się przyjaźnie do blondyna. Nawet Thommy. Chyba go po części
zaakceptował.
- To jak, jedziemy dalej? – zapytała w końcu Gabi, kiedy
Tom skręcił za zakrętem.
- Pewka! Ale tym razem ja chcę prowadzić. – odezwała się
Caro.
I znowu ruszyliśmy. Tym razem ja chciałam jechać w
środku. Chwyciłam telefon Caroline i włączyłam piosenkę Stateless –
Bloodstream, która nawiasem mówiąc uwielbiałam. Z resztą jak pozostałe, które
słuchaliśmy podczas jazdy.
A jeśli chodzi o Toma… Coś czułam, że niedługo nasze
drogi znów się… zbiją ze sobą.